Wyobraźmy sobie, że Ktoś z Polski, Władysław Bartoszewski, otrzymuje za granicą jakąś nagrodę, np. w Niemczech. Dalej, nagroda ma charakter pieniężny, ten Bartoszewski wraca do Polski i nie deklaruje właściwemu Urzędowi Skarbowemu uzyskanego dochodu. Urząd ma prawo wszcząć postępowanie i zwrócić się do władz Niemiec o pomoc prawną. Gdyby ten Ktoś zadeklarował dochód, opłacił stosowny podatek to sprawy by nie było.
Przypadek Alesia Bialackiego pokazuje, że Rzeczpospolita dała się złapać za przysłowiowe jaja. Ilość bzdur, które wypowiadają wysocy urzędnicy na czele z premierem, przechodzi moją wyobraźnię. Czego oczekuje Donald Tusk od urzędnika, który pytany jest w sprawie podatkowej? Że skłamie? Jak ów urzędnik miałby zademonstrować brak głupoty? Mleko się rozlało, gdy niezadeklarowane na Białorusi pieniądze, być może w postaci nagrody wręczonej publicznie Bialackiemu, spoczęły w polskim banku.
A co z ministrem Władysławem Bartoszewskim?
Czy pan Minister zadeklarował/opodatkował wielodziesięciotysięczne (w DM i €) znane niemieckie nagrody pieniężne? Czy są również nagrody nikomu nieznane z prasy? Biorąc pod uwagę zatajone dochody z dochodów z jego książek, jako ”nieregularne dochody z umów autorskich (książki)” w jego oświadczeniach majątkowych (s.4) na stronie KPRM, wypadałoby sprawdzić stan majątku i opodatkowania pana Bartoszewskiego.
Nie jestem naiwny. Bartoszewski potrzebuje pieniędzy. Są sposoby, aby je dostarczać w odpowiedniej ilości i od właściwych ludzi, ale nie poprzez jakieś nagrody z Niemiec. Ale o tym powinni wiedzieć lepiej bojownicy polskiego solidarnościowego podziemia.
I jeszcze jedno. Narażenie na szwank kontroli pana Władysława Bartoszewskiego zaowocuje tym, że mali kanciarze i wielcy mafiozi uczynią z Polski pralnię lewych pieniędzy.
Tekst oryginalny pana Siwca: